niedziela, 12 października 2014

Dzień 12. Bielefeld - Warszawa. Powrót

Prawie w eskorcie Przemasa, który czekał na nas na swoim jednośladzie na rogatkach Warszawy wróciliśmy około 20.30 do Warszawy. 
Małe podsumowanie:
Przejechaliśmy 5280 kilometrow w zasadzie bezawaryjnie a dokładniej:

- w dniu startu pękło mocowanie mechanizmu podnoszenia prawej tylnej szyby, szyba została podparta kijkiem we Francji żeby nie opadała.
- włącznik wentylatora chłodnicy spiął się na sztywno i wentylator chodził cały czas. Odłączyliśmy go, wentylator zgasł i nie był to problem bo mamy możliwość włączenia wentylatora z kabiny.

- jedyną awarią unieruchamiającą auto było spadnięcie piątego kabla zapłonowego z cewki skutkiem czego Kredens po prostu przestał jechać. Zjazd na pobocze autostrady i na szczęście szybko zlokalizowana usterka
- kiedy auto było w pełni rozgrane nie chodził rozrusznik. kiedy tylko trochę ostygło rozrusznik już działał więc dramatu nie było tym niemniej jakieś 20 czy 30 razy musieliśmy palić z popychu. Przy tej sile narodu na pokładzie to nie problem
- dolaliśmy podczas całej podróży ok 3 litry oleju. To i dużo i mało choć należy zauważyć, że jadąc nad loch ness dolaliśmy litrów 11... czyli jest progres!

Średnia prędkość z jazdy - 82km/h
Maksymalna (osiągnięta z góry ostatniego dnia) - 134km/h
5280 przebytych kilometrów plus ok 330 dojazdówki z Warszawy przez Piekary Śląskie do Katowic

Reasumując - auto spisało się więcej niż znakomicie za co mamy do niego wielki szacun!


Zapasy z Bielefeldu przypadły Władziowi do gustu ;P

Pogoda odrobinę kaprysiła

86 444 Stan licznika po przyjeździe

piątek, 10 października 2014

Dzień 11. Bielefeld. Odpoczynek przed powrotem

Dzień zbierania sił do powrotu do rzeczywistości poza złombolowej
Słodkiej uczty ciąg dalszy

Zwiedzanie Bielefeldu

Mama i córa. Mamie dziękujemy za gościnę 

Bielefeld dworzec kolejowy. Tablice upamiętniające ludność żydowską wywiezioną stąd do obozów śmierci

czwartek, 9 października 2014

Dzień 10. Miluza - Bielefeld. Smakołyki

Dzień, w którym odwiedziliśmy Mamę Magdy, która przygotowała dla nas smakołyki. Zostaliśmy na następny dzień :D

Humor dopisywał od rana

Magda z nudów otwarła salon manicure w klasie "biznes"





Władek odczuwał trudy jazdy i wczorajszego bicia rekordu przebiegu dziennego
Królewska słodka uczta 


środa, 8 października 2014

Dzień 9. Barcelona - Miluza. Rekord

Dzień, w którym przejechaliśmy 1030 km, czyli nasz rekord przelotu w jeden dzień. Trochę się zmęczyliśmy.

Z cyklu Złombolowe patenty. Taki tam schowek na masło i łyżeczkę w klasie "ekonomicznej"

Po drodze było też chwilami bardzo ładnie
Widziałam Kanta cień

wtorek, 7 października 2014

Dzień 8. Barcelona. Plażing

Po deptaniu był czas na bardziej stacjonarne rozkosze, jakie oferuje Barcelona
La Barceloneta

Taka tam sztuka na piasku



Oliwki... a feeee

Krewety mmmmniaaaam

Kartofelki w sosie Jaico... mniaaam

Tortilla... mniam










poniedziałek, 6 października 2014

Dzień 7. Barcelona. Łażing

Dzień, w którym zrobiliśmy naście kilometrów z buta. Nogi bolały, ale Barcelona jest tego warta
Poranne światło

Poranne przygotowania do wyjścia

Park Joana Miro

Bazarek






Się dzieje

Się gra w boule

Się dzieje part 2

Zakochani i hulajnogi





Selfiś



Tłumy na Placu św. Jakuba

Narybek Barcy?


Widok z okna

Obserwatorzy